O trochę wcześniejszej edukacji niż zwykle
Na blogu zucha doczytałem o akcji KUP INDEKS Akademii Przyszłości, poczytałem jego wypociny jak to miał problemy w szkole z wyjazdem sportowym na obóz i od razu przypomniały mi się moje perypetie w szkole. Nie do końca kumam jak opowiadanie o swoich problemach ma pomóc, ale ja dziś mocno przytępiony umysł mam. Postanowiłem jednak dodać swoje wypociny i polecić wam akcję opisując kilka moich przygód z edukacji.
Wracając do problemów szkolnych … ja miałem tak że połowa nauczycieli mnie lubiła i hołubiła druga połowa wręcz przeciwnie. Ta pozytywna część w większości była nudna, ja lubiłem przedmiot, uczyłem się tylko z wykładów i oni potrafili docenić to że łapię w lot o co chodzi mimo że zawsze szukałem dziury w całym, byłem krnąbrnym uczniem czy leniem jeśli chodzi o uczenie się w domu czy odrabianie lekcji.
Najbardziej mi zaimponowała fizyczka (i w tamtym czasie wychowawczyni) która naszym zdaniem miała problemy z hormonami i podczas lekcji potrafiła się wydrzeć „cisza” kiedy wszyscy bali się nawet głośniej oddychać – znaczy cicho było. Pewnego razu narysowała x soczewek na tablicy i w jednej rozpraszającej się pomyliła, zamiast narysować ogniskową pozorna promienie się jej skupiły. Jako że w tamtym wieku ciężko z autorytetami rzekłem głośno
– pani profesor jest błąd
– gdzie galubiński?
– 3 soczewka od lewej powinna mieć ogniskową pozorną
– … nie jest dobrze
– nie, jest źle
– głupi jesteś galubiński
– sama jest pani głupia … [tu zapadła taka cisza że okruchy kredy spadające na podłogę odbijały się echem, ludzie się skurczyli jakby o połowę ze strachu]
– masz rację, przepraszam
– ja również panią przepraszam
W ten sposób dwoje ludzi przyznało się do błędu i zaczęło darzyć szacunkiem. Wiem że fizyczka „biła” się o mnie z innymi nauczycielami zdecydowanie najbardziej zażarcie później.
Najgorszym koszmarem była polonistka w szkole średniej której zawdzięczam że poza kiblowaniem zaliczyłem 4 różne klasy/kierunki. Był to ten rodzaj nauczyciela który mając w swojej książce napisane że uczeń powinien napisać w wypracowaniu tak i tak, stawiała pałę jeśli ktoś napisał inaczej nie zważając na jakość, dowody swoich racji. W ten sposób dostawałem pałę za pałą np nie potępiając kapo w „Medalionach” a motywując to że nie wiem jak bym się zachował w podobnej sytuacji czy np pisząc bajkę w której morał był odpowiedzią na zadane pytanie w wypracowaniu.
Pierwsza przygoda która mi się z nią kojarzy podobna jest do pierwszej z fizyczką ale skończona mniej pozytywnie. Po iluś tam wypracowaniach i kolejnej pale i przekreślonym zeszycie z adnotacją „nie na temat” nie wytrzymałem. Stojąc i sapiąc ze złości wycedziłem pytanie „pani profesor kiedy otrzymać mogę pozytywną ocenę ze wypracowania” na co rezolutna nauczycielka polskiego rzekła mi czule że wtedy kiedy nie zrobię ani jednego błędu ortograficznego ani interpunkcyjnego. Na tej samej lekcji przerabialiśmy Różewicza i jakiś wyjątkowo porąbany wiersz, na koniec dostaliśmy wypracowanie „co autor chciał przez to powiedzieć”. Jedyna myśl przy czytaniu tego wiersza jaka mi przychodziła to napisanie „to trzeba się spytać autora”, ale na wszelki wypadek poszedłem do matki (co mi się nie zdarzało, choć myślę że powinno częściej) i od niej usłyszałem dokładne te same słowa. Już nie miałem wątpliwości co napisać. Następnego dnia:
– galubiński przeczyta nam swoje wypracowanie
– wiersz [taki i taki tego autora], czytam wypracowanie – to trzeba się spytać autora.
– [dość długo było cicho] galubiński chyba żartujesz?
– nie
– pała!
– nieśmiało się przypomnę że obiecała pani pozytywną ocenę jeśli nie popełnię żadnego błedu …
– ty chamie idę do dyrektorki
– ale ja będę pierwszy
Byłem pierwszy, na tyle wcześniej że zdążyłem zreferować problem zanim wparował babsztyl. Dyrektorka była w tej połowie która sympatyzowała ze mną więc otrzymałem chyba nawet piątkę i nawet usłyszałem przeprosiny od polonistki. Jednak były mało szczere, oblała mnie a mojej matce na zebraniu sumującym rok próbowała wmówić że się nie uczę, nie odrabiam lekcji nie prowadzę zeszytu czy nie byłem na ponad 50 lekcjach – kiedy wszystkie te argumenty zostały obalone w końcu rzekła:
widzi pani, syn się uczy, odrabia praca i jest inteligentny ale mama takiego miśka przychodzi na każde zebranie a panią pierwszy raz widzę
Musiałem moją własną rodzicielkę przytrzymać (nigdy przedtem i potem nie widziałem jej w takim stanie) bo zabiła by kretynkę a co najmniej złamała jej nos. Na swoje nieszczęście w klasie w której wylądowałem polonistka została wychowawczynią … pozostał mi tylko jeden sposób – siłowy. Skapitulowała kiedy zaczęły jej wybuchać korki pod krzesłem czy biurkiem kiedy przy nich siadała. Dostałem obietnicę że mogę się już nie uczyć a i tak zdam ale matury u niej nie zrobię.
W ten sposób skończyłem ośmioletnią szkołę średnią, mam dyplom technika mechanika lotniczego z oceną celującą (plus podziękowania od dyrekcji lotu wraz z propozycją pracy dla jedynego absolwenta z trzech klas tego rocznika) ale do matury podchodziłem dwa razy. Uważam że akcja jest godna rozpropagowania. Tym „innym” uczniom którzy byli i są tępieni należy się szacunek, wzajemny szacunek.