Kim ja jestem?

Ostatni kawałek odpowiedzi na pytania Gazety. Tym razem pytania które mi nie pasowały do żadnego tekstu/tematu.

Skąd pomysł i potrzeba napisania Kodeksu?

Dzielę się sporą liczbą doświadczeń (najczęściej tych negatywnych, pozytywne nie są ciekawe :P nawet dla mnie). Te 10 punktów to najczęstszy temat na moim blogu, był kiedyś jakiś klient który swoim zachowaniem pchnął jeden kamyk lawiny i kodeks się napisał. Mam coś takiego że siadając do pracy czy nawet pisania na blogu że pomysł w trakcie przeradza się w coś innego – więc pewnie założenie było inne a wyszedł „kodeks”. Ja traktuje troszkę go mało poważnie, ze względu na formę, ale wiem że poszedł w świat i pomógł kilku osobom.

Na pewno potrzebą jego napisania było usystematyzowanie wiedzy i doświadczeń i po równo napisanie sobie go czarno na białym, jak i podzielenie się z innymi.

Czym się różni polski freelancer od zagranicznego? Musi walczyć, żeby być szanowanym?

Samo to pytanie jest w pewnym sensie odpowiedzią – podstawowa różnica to wiedza na temat co to jest. W naszym kraju zdecydowanie mniejsza niż na zachodzie. Mniejsza wiedza oznacza też mniejsze zaufanie, ale to się naprawdę na naszych oczach zmienia. Różnica jest jeszcze jedna, na zachodzie dość często freelancer wynajmuje biuro/biurko, korzysta z usług prawnika, znajduje partnerów lub podwykonawców do elementów których sam nie wykona, bierze kredyty – u nas najczęściej siedzi w domu, sam jest specem od wszystkiego a na kredyty nie ma raczej szans. Ale to się zmieni.

Już wcześniej wspomniałem że szacunek do freelancera jest zależny przede wszystkim od niego samego. Jeśli zgodzi się na układ klient/pan władca – frelancer/sługa to tego szacunku nie ma i trzeba o niego walczyć.

Ja mając przed nosem zlecenie na naprawdę sporą sumę, ale widząc że klient oczekuje nie tylko solidnej pracy ale też zachowania służalczego napisałem maila w którym wyłuszczyłem że nie zamierzam być jak sprzedawca w sklepie z sztucznym uśmiechem i słodziutkimi słowami, chce być partnerem … i klient zrezygnował, a ja się z tego bardzo cieszę. Chcesz szacunku, szanuj siebie.

Może w moim wypadku pomogła mi moja droga zawodowa, przez całą swoją karierę byłem dyrektorem odpowiedzialnym za działy kreacji. Byłem „Art” Czy też „Creative” Director wtedy kiedy to coś znaczyło i takie osoby kompletnie ignorowały zasady korporacyjne. Prezes był kimś kogo się szanowało ale uważało się, że jego prośby o przychodzenie punktualnie czy przestrzeganie innych zasad to dziwactwa. W skrócie mówiąc miało się przysłowiową fantazję ułańską i wręcz wymagało akceptacji swojego zachowania – jej brak oznaczał położenie wypowiedzenia szefowi na biurku. Może mała przypowiastka – swego czasu wiceprezes poprosił aby się ubrać „przyzwoicie” na ważne spotkanie, a prezes widząc mnie w marynarce przesunął termin i poprosił aby pojechać samochodem służbowym po wytarte dżinsy i podartą koszulkę które zdecydowanie lepiej wyglądały z dredami na dyrektorze artystycznym – nie wyobrażał sobie aby ktoś odpowiedzialny za kreację wyglądał i zachowywał się jak inni.

Trochę mi z tego zostało i trochę więcej wymagam od klienta mimo że on płaci i na więcej sobie pozwalam przy projektowaniu, wiedząc że mogę coś zrobić lepiej czy ciekawiej, mimo czy wręcz przeciw wymaganiom.

Jak Pana podpisać? Michał Galubiński, freelancer, grafik, projektant, właściciel firmy …?

Bogiem a prawdą to wszystkiego po trochu. Jestem na takim etapie w swoim życiu że z freelancera przekształcam się w małą firmę desingerską, ale klientów jeszcze zbieram jako freelancer (mimo że lojalnie ostrzegam że jest teraz kilka osób pracujących wspólnie). Taka mała, zabawna dygresja – klienci często proszą żebym dał gwarancje że to ja będę wykonawcą. Dodatkowo zakładam jeszcze kilka, może nie firm ale odrębnych „biznesów” … i daje wywiady do Gazety :D

Tagi: , ,