Gdzie kucharek sześć
Szlak mnie zaraz trafi … i właściwie w połączeniu z tytułem można by skończyć (wielu zaraz powie „uffff”).
Dziergamy sobie w znakomitym gronie 2 projekty, jeden dla „grona” drugi dla klienta „grona”. Niby lider jest, nawet były próby ustalenia hierarchii oraz kierunków przepływu informacji, ale nie wychodzi. Znakomite grono wysyła do się maile dotyczące wszystkiego i każdy otrzymuje od każdego najczęściej nieistotne informacje albo zdecydowanie rzadziej pomysły, sugestie i polecenia.
Daje to taki chaos informacyjny że głowa mała. Olewam mail – źle bo nie wiadomo w którym znajdzie się akurat istotna dla mnie informacja. Czytam wszystko – źle bo połowę dnia tracę na rozszyfrowanie o co chodzi, kto komu odpowiada i właściwie o czym pisze. Wykonuje wszystkie polecenia – znów „eeeeeeeeee”, bez sensu bo większość poleceń jest sprzeczna, niedokładna, dublująca się … normalnie impas.
Czym takie działanie się kończy? Było już 8 albo dziewięć ostatecznych akceptacji. Po jednej zmianie ktoś komenderuje następną i następną a klinet na końcu otrzymuje dokładne przeciwieństwo tego czego oczekiwał. Wszyscy włącznie z marketingowcami potem dwoją się i troją żeby przekonać klienta co do słuszności decyzji choć i tak nie wszystko jest po ich myśli a „owoc” jest zgniłym kompromisem.
Jak widać, nawet bez klienta i PMów można sobie skomplikować maksymalnie życie … i nawet przyznam się że tęskno mi do jakiegoś PMa na którego można by całe zło zwalić.
Tagi: projekt, zarządzanie