Wystarczy celebrytka, jakieś zachowanie, tyłek i ma się murowany sukces
Ogólnie żenada mnie ogarnia. Post o celebrytce osiągnął takie wyniki przez 2 dni jakie cały ten blog generuje w cztery miesiące. Wystarczyło tylko napisać że „celebrytka” powiedziała to i tamto. Nikt nie wie czy zmieniłem imię czy nie. Nikt nie zastanawia się nad sensem posta … ale za to jest tania sensacja. Ważne że się odzywa niesympatycznie, trochę kompromituje i gdzieś pojawia się prężony tyłek.
A miał być kolejny (z wielu tu) case jak to pewność siebie połączona z brakiem wiedzy i zaufania do grafika, do którego się zwraca powoduje idiotyczne sytuacje kompromitujące klienta. Kurcze k-l-i-e-n-t-a nie ważne czy przeprowadza się z nim wywiady czy nie.
Popełniłem największy błąd pisząc słowo „celebrytka”. Najwidoczniej społeczeństwo już nam totalnie zdziczało i zgłupiało. Pustogłowie z TV wyprało im mózgownice do cna, bo wierzę że ładne buzie i jędrne tyłki z ekranów i tabloidów nie są głupie tylko grają … włącznie z „Patrycją”. Grają głupotę, zarozumiałość i wszystkie te sytuacje które tak podniecają publikę – dzięki temu niezdrowemu podnieceniu niczym, zarabiają na życie.
Albo powinienem w każdym poście podmieniać klienta na celebrytę – może wtedy zasięg moich niezdarnych prób edukowania się zwiększy.
Tagi: case, case study, celebrytka