Doklejamy żółtą karteczkę – będzie czytelniej
Od paru dni jeżdżę znów metrem i jakoś zbytnio nie zastanawiałem się nad systemem komunikacji wizualnej do chwili kiedy wysiadając na polu mokotowskim nie ujrzałem zatrzęsienia żółtych tablic z napisem „winda”. Gdyby zobaczył to Prof. Roman Duszek (a’propos metra polecam prezentacje Pana Romana) , autor projektu, chyba by go krew zalała. Jakiś pacan albo pacanka (stawiam na księgową) siedząc za biurkiem i jeżdżąc służbowym samochodem ratusza, zapewne doszła do wniosku że windy są za mało widoczne z za szyb auta więc „dodajmy” fluorescencyjne tablice – efekt jest żałosny, jak dla mnie zero czytelności a wygląd tego czegoś przyprawia o mdłości. Dodatkowo tablic jest naprawdę zatrzęsienie, chyba osobie odpowiedzialnej płacono od sztuki, bo w promieniu 5m od windy naliczyłem 7, bez tej powieszonej na samej windzie (i nie zaglądałem do środka).
Kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć dublowania identyfikacji, pół metra od siebie przy windach widnieją białe, „stare” tablice gdzie mamy napis winda i piktogram oraz nowe tyle że żółte (kompletnie niespójne z identyfikacją). Obwiesili tym całe perony i poprzyczepiali byle gdzie nie zastanawiając się – a więc mamy przykręcone do kafelków na wszelkich słupach, ścianach, przynitowane do wind, poprzedniej identyfikacji, wystające poza brzegi … brrr. Pomysłodawca jeszcze zafundował fluorescencyjne oklejenie przycisków naklejkami które zaraz zostaną zerwane lub odkleją się same, czyli panie i panowie za chwilę ujrzymy „bród, smród i ubóstwo”.
Najśmieszniejsze że naprawdę czytelnie i prosto można było wzbogacić obecny system komunikacji wizualnej o dodatkowe tablice kierujące do wind w całkowitej zgodzie z pomysłem pierwotnym – najprzeciętniejszy grafik poświęcając dzień wykombinował by co zrobić.
Szacunek dla pracy projektanta może się nie liczy ale zachowanie spójności oraz dobrego wyglądu chyba miastu powinno zależeć. Spodziewam się że przed Euro 2012 powieszą jeszcze pomarańczowe tarcze po angielsku, zielone po niemiecku … itd, a na drzwiach do wagonów dodadzą tabliczki z napisem „drzwi” co by przypadkiem ktoś nie próbował wchodzić do przedziału kolejki przez ścianę. Ale mnie dziś cholera trzęsie …
O ile w tym wypadku za zmiany odpowiedzialny jest jakiś kretyn/kretynka który/która odznacza się totalnym brakiem gustu (poza problemami z myśleniem) o tyle dziś wkurzyły mnie też osoby w firmie odpowiedzialne za wygląd własnych stron. Radosna twórczość oraz bezmyślne wykonywanie poleceń doprowadziło że strona z której i tak nie jestem do końca zadowolony wygląda prawie jak metro w okolicach wind. Jak grafik czy szef redakcji może powiedzieć że taki stan to nie ich wina bo ktoś kazał zmienić coś … i co? zrobiłem/zrobiłem to bez zastanowienia. To głupota czy może lenistwo?
Nie wyobrażam sobie siedzenia w firmie z batem i nadzorowania każdego pierdu, chce mi się coś projektować a nie bawić się w nadzorcę. Przez 3 miesiące kiedy chorowałem poszły do śmieci wszystkie wytyczne o które te parę miesięcy temu toczyłem dość trudny bój z redakcją (i jeszcze „oni” mówią że nie podoba im się ton maila, to dobrze że nie czytali tych wcześniejszych).
Nerwa też złapałem na programistów … ale jeszcze ich nie opierniczałem, może jutro … chyba że rodzina mnie mile zaskoczy i minie mi moje „zdenerwowanie” (marne szanse).