Jak to klientom się naprawdę śpieszy
Przeanalizowałem sobie klientów którzy zamówili witryny, którym się strasznie spieszyło a następnie zrezygnowali z usługi po jej wykonaniu. W ciągu ostatnich 3 lat znalazłem sześć takich projektów w których klientom paliło się pod tyłkiem po czym z dziwnych powodów zmieniali decyzję.
Do całości (tych najbardziej kontrastowych wypadków przy pracy) dołożyłem też małą analizę projektów zrobionych od marca zeszłego roku do marce tego roku. Powstała z tego mała infografika którą się pozwolę tu podzielić zanim pokaże przykłady:
3 lata.
Firma mająca w nazwie „solutions” – spółka wchodząca zaraz na giełdę, gigantyczny pośpiech, zmiany w trakcie, rozszerzanie zamówienia a następnie rezygnacja z części już wykonanych prac, potem rezygnacja z poprawek a na końcu groźby od kancelarii reprezentującej firmę z żądaniem zwrotu całości włącznie z zadatkiem argumentując że nie chcemy oddać źródeł do rzeczy za które klient nie chce zapłacić. Z ostatniej rozmowy telefonicznej wiem że firma zleciła wykonanie komuś innemu tego samego zadania. Od znajomych za to wiem że wspólnicy wtedy się pożarli. Efekt dziś – „strona w przygotowaniu + nr telefonu i mail”.
Jedna z najlepiej rozpoznawanych marek farmaceutycznych zamawia pilnie projekt. PMi zgodzili się na wyśrubowany termin który był prawie fikcją – poszły pierwsze projekty, podobają się ale klient chciałby nanieść drobne „poprawki”. W związku z tym przez rok powstało 20 nowych projektów nie licząc wariacji. Po odejściu z firmy projektującej toto dla klienta jeszcze 2 lata dział kreatywny bujał się z „projektowaniem”. Po 3 latach witryna zawisła, ale jak ją zobaczyłem to ręce same się złożyły a z ust poleciała litania. Szczęście w nieszczęściu że projekt nie mój kompletnie.
2 lata.
Pewna madame googoo zażyczyła sobie stronę opowiadając smutno jak to ją poprzednia firma realizująca potraktowała źle, wzięła pieniądze i nie zrobiła nic a jej tak masakrycznie się spieszy bo musi mieć stronę aby dotacji jej nie zabrali. Co by Pani była spokojna postanowiłem zrobić projekt przed zadatkiem i wziąć go tylko w wypadku akceptacji. Pani kategorycznie sobie zażyczyła nie wysyłania w dniu deadlinu plików (piątek) aby kolejnego dnia roboczego zrobić awanturę i przestać się odzywać. Z Facebooka wiem że zatrudniła jeszcze 2 inne firmy (będzie co najmniej 4 wykonawców). Efekt dziś – „strona w przygotowaniu”.
Dystrybutor kosmetyków samochodowych na gwałt potrzebuje strony, prosi o projekt zbliżony do innego jego sklepu. Otrzymuje zbliżony, dostajemy komunikat że miał być taki sam tylko w innych kolorach. Robimy taki sam, klientowi się nie podoba że za bardzo podobny, dodajemy indywidualne elementy nie zmieniając funkcjonalności klient rezygnuje bo za bardzo „inny”. W między czasie dowiaduje się że ten sam projekt zamówił w innej, zaprzyjaźnionej firmie … z tym że tam prezes ma samochód w odróżnieniu ode mnie i tam można zaproponować barter. Wosk za 1700 zł i 2x płyn do mycia szyb za 700 zł w zamian za stronę. Wynik – nie ma nowej strony.
Hotel zamówił redesign swojej strony, twierdząc że przez kiepski wygląd oraz funkcjonalność spadają im zamówienia i rentowność przedsięwzięcia. Bardzo pilnie potrzebują zmienić stronę nawet jeśli nie była by w pełni funkcjonalna to za 2 tygodnie chcą żeby wisiała. Projekt zrobiony w tydzień zaakceptowany z „ochami” i „achami” z drobnymi zmianami, zmiany wprowadzone i wysłane wraz z pytaniem o płatność. Odpowiedzi o płatność nie było za to klient stwierdził że jednak nie akceptuje. Efekt dziś – stara strona, hotel dalej działa.
1 rok
Klient zajmujący się sprzedażą nieruchomości zamawia projekt strony swojej agencji wraz z wdrożeniem i połączeniem z istniejącym systemem wystawiania ogłoszeń. Klientowi się oczywiście bardzo spieszy, ale nauczeni doświadczeniem nie godzimy się na bardzo wyśrubowane terminy zakładając najgorszy scenariusz (2 miesięczny) i znając nasze możliwości i ograniczenia. Projekt w terminie, wdrożenie w 95% blisko deadlinu – niestety pozostałe 5% jest zależne od partnera klienta, a ten przez 4 miesiące daje ciała nie udostępniając API. Nasz klient jest bardzo aktywny raz na 2-3 miesiące, mija 3/4 roku i pojawiają się „poprawki” do „poprawki” do „poprawka” aż pojawiają się „poprawki” których klient nie chce pokazać (proszę się nie śmiać). Efekt – dalej klient nie sprzedaje nieruchomości online.
Może są to przypadki najbardziej kontrastowe ale i przy projektach zakończonych sukcesem samo uruchomienie projektu najczęściej następuje kilka miesięcy po wstępnym napiętym terminie. Za to pojawia się bardzo dużo negatywnych emocji, w wydłużonym czasie pojawiają się nowe koncepcje albo coś przestaje się podobać. I zamiast poświęcić odpowiedni czas na przygotowanie się do wdrożenia i samo wdrożenie wszyscy się kiśmy w tym naszym grajdołku gdzie każdy co chwila obrywa łokciem w gębę.
Pracując w agencji zastanawiałem się czy klient nie celowo podaje fikcyjne terminy aby potem powołując się na paragrafy z umowy dostać np stronę za połowę ceny. Teraz kiedy często pracujemy tylko nad projektowaniem, kiedy z projektem się najczęściej udaje wyrobić widzę że to raczej jest coś w rodzaju impulsywnych zakupów. Jest decyzja i muszę to mieć szybko co by się nie rozmyślić.
Najczęściej nie ma sensu się spieszyć, spiesząc się nie trudno o błędy a i decyzje podszyte są emocjami … ja to wiem, wszyscy to wiedzą a jednak rano dostaniemy w agencjach kupę telefonów
Potrzebuje tego na wczoraj, gigantycznie pilnie, od tego zależy moje życie …
Tagi: czas, deadline, na wczoraj, praca, szybko