Klientom z Polski mówimy do widzenia
Po raz kolejny bardzo nieprzyjemnie się przejechałem na kliencie z naszego krajowego bagienka. Firma poważna, klient wręcz z najwyższej półki a tu zagranie jak u „wielkiego” prezesa z Koziej Wólki (bez obrazy dla prezesów z Wólki) – psd dostarczony, projekt wdrożony to można negocjować zmniejszenie budżetu.
Gdybym napisał z nazwiskami i nazwami firm (co zdaje się nie jest zabronione, przynajmniej w umowie napisane jest że tajemnica obowiązuje mnie do czasu publikacji) to przecież byłby samobój cwaniaków, przynajmniej w normalnym kraju.
Damy połowę, będziesz mieć od razu na koncie i spokojne wakacje – nie to będziemy się bujać latami i o spokoju będziesz musiał zapomnieć.
Zdaje sobie sprawę że takie zachowanie zostało zaszczepione, w naszym narodzie, podczas kilkuset lat okupacji/zaborów. Gdzie aby przeżyć trzeba było się nauczyć pewnych zachowań a pewnych wyzbyć. Oszustwo, złodziejstwo, kantowanie, kłamanie wobec zaborcy czy okupanta było wręcz pożądaną cechą – patriotyczna walka na wszelkie sposoby. Niestety kiedyś moralność istniała przynajmniej w relacjach między rodakami, a dziś w dobie kultu pieniądza i dążenia do celu po trupach z moralności nie zostało nic.
Dodatkowo młoda demokracja i wolny rynek nie wykształcił u przedsiębiorców pewnych cech, które obserwuje u partnerów z poza naszych granic. Krótkowzroczność, szybki zysk jest ważniejszy od budowania stabilnego biznesu. Firma obracająca miliardami małego podwykonawcę zrobi bez skrupułów na kilkaset złotych, mimo że w dłuższym terminie na tym straci. Taki podwykonawca następnym razem coś sknoci „odgrywając” się, co może spowodować np gigantyczne problemy dla zleceniodawcy.
Takie działania jakie doświadczam w Polsce, w innych krajach były by strzałem w własne kolano. Tu są normą, i powodom chwalenia się. Ja mam dość, nie godzę się na to. I mimo że większość klientów jest w porządku to jednak nie mam ochoty (co statystycznie stać się musi) na kolejnego cwaniaka/oszusta.
A zagłębiając się w szczegóły konkretnego zdarzenia – klient zamawia aplikacje na 3 systemy mobilne i stronę www dla swojego zleceniodawcy. W związku z tym targuje się o cenę i obniżamy ją o 30% za kreację i 10% za ekran. Oficjalnie zamawia po 10 widoków dla www i Androida, gdzie od razu widać że zamówienie nie obejmuje nawet połowy projektu. W ramach miłej współpracy prosi o kolejne widoki które później się „spisze” … odbiera plik psd i milknie. Okazuje się że pozostałe systemy „przerabia” własnym sumptem, o czym dowiaduje się człowiek z publicznych zapowiedzi.
W trakcie prac klient pośredniczący kontaktuje nas bezpośrednio z ich zleceniodawcą, wychodzi że poza pracami graficznymi z umowy jeszcze dochodzi zarządzanie projektem. Zamówione 20 widoków, zrobione ponad 60 na wyraźne polecenie, przekroczony umówiony czas na pracę (z winy zamawiającego). I co na to klient? Klient po odebraniu dzieła nie odzywa się przez 2 miesiące, potem w TV pokazuje się spot reklamujący aplikację i stronę za którą klient jeszcze nie raczył zapłacić ani nie ma do niej praw.
No to wypadało by się zapytać jak się liczymy, z sugestią że chciałbym rozliczyć całą pracę włącznie z nadprogramowymi ekranami – za 300% normy chciałbym zwiększyć fakturę o około 30%. Mimo że klient ekrany ma fizycznie w formie pliku (z ślicznie nazwanymi i pokolorowanymi warstwami) i w systemie approveapp prosi o listę zaprojektowanych ekranów aby prawie na miesiąc potem zamilknąć.
Po miesiącu odbieram maila że albo zapłacą mi połowę tego co chcę i mam fajne wakacje albo naślą prawników. To nawet nie pokrywa zamówienia i kwoty z umowy nie wspominając od pracach nadprogramowych. Oczywiście to nie przeszkodziło użyć wszystkich zaprojektowanych ekranów. To polska właśnie.
Uparłem się, wziąłem u notariusza potwierdzenie stanu faktycznego i dałem do wyboru 2 opcje – pośrednikowi nie sprzedaje i wystosuje żądanie zapłaty trzykrotnej wartości (za złamanie moich majątkowych praw autorskich) ich zleceniodawcy, albo zapłacą za wszystko. I na koniec usłyszałem
Wyślij dziś fakturę to od razu zapłacimy, ale więcej u ciebie nie zlecamy
Jakbym chciał kiedykolwiek coś jeszcze dla nich robić.
Tagi: budżet, cwaniactwo, deadline, klient