Ludzie listy piszą … motywacyjne, czyli jak nie dostać pracy designera
Dwa lata temu pomagałem ogarnąć pewnej zacnej firmie dział kreatywny i wtedy popełniłem taki tekst: W związku z tym faktem przeprowadzam rekrutację. I tu ci którzy tą gehennę przeszli (rekrutowali) już parsknęli śmiechem, ja po godzinie przeglądania CV i listów motywacyjnych czuję że powinienem się zalać w trupa aby jak najszybciej zapomnieć te wszystkie traumatyczne przeżycia.
Na stanowisko Junior Desingera aplikowali raczej ludzie młodzi, z niewielkim doświadczeniem. Po kilku rozmowach, przestało mnie dziwić że ktoś kto nie oferuje jakości i doświadczenia, chce pensje doświadczonego kreatywnego x2. Do tej pory nie miałem styczności z „młodym” pokoleniem o którym czytam że jest takie „roszczeniowe”. Niestety miałem okazję się przekonać na własnej skórze kto jest naszą „przyszłością” narodu. Takiej żenady połączonej z wybujałym ego nie powstydziłby się Franz Kafka czy Haška – groteska, komedia i porażka w jednym.
Najlepszy był gostek ze śląska, który mając w portfolio 3 prace na poziomie ZPN który raczył obdarzyć swoją uwagą Kreatywnego (rekrutującego) i zaproponował że zastąpi go robiąc „to” (nie wiedział co) lepiej i za więcej. Myślałem że podpucha jakaś, ale nie – on tak na serio. Dziewczyna która mogła się pochwalić rysunkami kotów w Paincie, chciała być Dyrektorem Artystycznym w projekcie aplikacji webowej i stawiała to jako warunek. Dziewczyna która przyznała się że dała link nie do swojego portfolio nie spaliła się ze wstydu i dalej chciała pracy.
Większość młodych ludzi, mając w CV praktyki i w Portfolio jakieś wprawki ze studiów żądała kasy w okolicach 10 tysięcy i więcej. Spora część nie potrafiła nawet jednej pracy zaprezentować, mimo to oczekiwać zarobków osiągających trzykrotność średniej krajowej. Wszystkie te artykuły o biednych szatniarkach oczekujących że dostaną pracę i mega pensję za to że mają dyplom a nie za pracę, czy narzekania na roszczeniowość nowych pokoleń traktowałem albo jako podpuchy albo przesadzone. Przecież tyle młodych ludzi wrzuca świetne projekty na Behance. Ale myliłem się, to co prezentowali kandydaci na stanowisko Junior Designera przeszły wszystkie moje wyobrażenia. Rekrutacja dla mnie jest kubłem zimnej wody. Bezrobocie wśród młodych? To bzdura, to jest niemożność podjęcia się jakiejkolwiek pracy ze względu na własną głupotę lub kompletne oderwanie od rzeczywistości. W sporej części kandydatom zaproponowałbym leczenie psychiatryczne, ale mogło by to być potraktowane jak mobbing.
Winię za to przede wszystkim uczelnie, produkujące ludzi którzy w żaden sposób nie są w stanie oszacować swoich umiejętności (dodajmy że najczęściej zerowych). Którzy posiadają wiedzę kompletnie nieprzydatną i nie przystającą w żadnym stopniu do tego co w realnym życiu jest potrzebne. Wpajające młodym że dyplom ich dennej uczelni otwiera wszystkie drzwi, i sam w sobie spowoduje że za leżenie kilka godzin w biurze będzie się dostawało pensję pozwalającą w pół roku kupić Ferrari albo wybudowanie domu.
Pierwszy raz w życiu wybrałem do zespołu dziewczynę (wszyscy wiedzą że nie lubię pracować przy projektowaniu z płcią przeciwną), dodatkowo po uczelni artystycznej (a o uczelniach artystycznych też się wypowiadałem negatywnie niedawno). Poza tym że pokazała kilka aplikacji i stron na poziomie i ze smakiem, to podczas spotkania powiedziała że życie ją już zweryfikowało i wie że wiedza z studiów jest o kant dupy. A dodatkowo jako jedna z nielicznych miała jaja, a przy tym nie była bezczelna.
Po takich zachowaniach nie dziwię się że każda rekrutacja kończy się olewaniem wszystkich bez wyjątku odrzuconych.
Po przejrzeniu dwudziestu CV, w których nie było nic wartego uwagi zacząłem szukać wzrokiem jedynie, w pierwszej kolejności linku do portfolio, w drugiej jakiegoś poważnego doświadczenia. Same linki też wzbudzały często politowanie – Deviantart czy Carbonmade zawsze oznaczały amatorkę. O dziwo po kilkudziesięciu stronach przekonałem się że własna domena też w przypadku wszystkich (lub prawie wszystkich), poziomem prac rozczarowywała. Tak naprawdę najlepsi zapraszali na swój profil na Behance. Pod koniec dnia, czytania i oglądania tfurczości, aplikujących, przestałem też oglądać załączone portfolio w formie pdf – moja psychika tego nie wytrzymywała.
Przy takiej ilości, fikuśne i artystyczne Curriculum Vitae bardzo mi przeszkadzały. Zdecydowanie bardziej odpowiadały mi takie które były proste i przejrzyste z dobrze dobraną typografią i max niewielkim, nieprzeszkadzającym motywem przewodnim. Najbardziej mi przypadły pliki pdf, w których link był innym kolorem. I coś niewyobrażalnego – prawidłowo linkowanym. Dużym atutem było zdjęcie i duże imię i nazwisko – od razu kodowałem sobie kto i acz.
Praktycznie nie przeczytałem więcej niż jednej szkoły i więcej niż ostatnich dwu miejsc pracy. Zainteresowań nie przeczytałem ani ja ani inne osoby, w ani jednej aplikacji. Tak samo opisów własnych umiejętności – sorry Bobik, tu my oceniamy na podstawie twojego portfolio.
Format pdf pozwalał wygodnie wyświetlić w podglądzie plik, przeczytać i kliknąć co potrzeba. Word … cóż ani jedno CV nie otworzyło się na Macu prawidłowo, zawsze straszyło komunikatami i wyglądało średnio. Skręcić pdfa można chyba nawet w Wordzie.
Dwie osoby z wybranych do dalszych rozmów potraktowały mnie jak uczniaka … cóż, najlepszy na świecie nie jestem, ale i też ostatni niekoniecznie. Fakt – zaciekawiło mnie to zachowanie, do tego stopnia że sprawdziłem ponownie do jakiego geniusza ja uderzam może. Niestety, wg mojego subiektywnego zdania, obaj panowie nie zaprezentowali się zacnie. No ale może mają realizacje wywalające z butów gdzieś schowane w szufladzie. Nie przesądzam.
Trochę liczb. Kto aplikuje na stanowisko Junior i Senior Designera do sporego projektu webowego:
99% osób bez jakiegokolwiek doświadczenia i umiejętności, na oko z tej grupy 33% rysuje koślawe mangi, 33% robi zdjęcia kotków a 33% jest właśnie po zarządzaniu. Tym razem pana „dróżnika” nie było, ale wyróżniła się asystentka zarządu. Z pozostałej grupy od biedy można uznać że mają jakiekolwiek doświadczenie … albo przynajmniej tak piszą – na 300 osób może 30 podało link do swojego portfolio! A już z tych 30, może piątka postarała się aby link był aktywny. Z dziesiątki którą wybrałem do ewentualnej rozmowy 3 osoby dostarczyły CV w Wordzie – to nie jest dobry pomysł, chyba żadne na OSX nie wyświetliło się tak jak założył autor.
Na zakończenie wysłałem wszystkim z osobna podziękowanie za poświęcony czas i informacje że wybrałem kogoś innego. Większości napisałem dla czego ich nie wybrałem, że nie miało to nic wspólnego z poziomem a z budżetem i z tym kto nam bardziej przypadł subiektywnie. I co? Znów wesoło, 4 osoby odpisały z pretensją:
– że wiadomość grupowa (pisałem do każdego osobno, z imienia)
– że za szybko podjęta decyzja
– że nie powinna decydować kasa
– że nie powinny decydować kwestie z kim na się lepiej gadało
Tagi: cv, porfolio, praca, szukanie pracy