Carpe Diem
Tydzień bez pracy mija a ja nie czuję żebym wypoczął. Wpierw latam z młotkiem i śrubokrętem, potem ze szpachlą i pędzlem a na koniec ląduje w łóżku z bolącym gardłem – cholera znów narzekam!
Synek rośnie i zmienia się na oczach, ledwo to było maleństwo do noszenia na rękach a już trzeba się ganiać i wygłupiać razem. Jutro trzeba będzie grać w nogę na podwórku a zaraz potem lecieć na zebranie w szkole.
Ktoś mądry kiedyś powiedział że dzieci są po to żebyśmy widzieli jak szybko się starzejemy.
Trzeba chwytać chwilę, szkoda każdego dnia … mimo że przez całe życie ta dewiza w pewnym sensie mi przyświecała to teraz po mojej chorobie zdecydowanie dobitniej to dociera do mnie. Co z tego że jesteśmy śmieszni, postrzegani jako inni – ważne żebyśmy sami z sobą czuli sie dobrze. Ja nie czuję się teraz komfortowo więc lecę po pomoc, co by dnie znów były weselsze i żeby najdrobniejsze sprawy dawały przyjemność.
Tagi: choroba, dom, filip, praca, syn