W obronie klientow
Popsioczyłem sobie na klientke, wiele też takich wpisów popełniłem gdzie wytykałem, ganiłem i przestrzegałem – ale to wcale nie znaczy że klienci są generalnie źli. Generalnie są wspaniali, przynoszą w większości fajne zlecenia dzięki którym ja się realizuje a jeszcze na dodatek za to płacą.
Żeby mi tu tylko żaden teraz nie wyskoczył że jak dla mnie to taka radocha to teraz będą płacić mniej albo wcale ;)
W tej chwili, kończę już co prawda, realizuje projekt dla klienta który na samym początku ostrzegł że jest marudny i potrzebuje dużo rozmawiać – i jakoś nie mam z tym problemu. Jest miły, pomocny, ustalamy kolejne zmiany a przedewszystkim zgodził się zapłacić za swoje marudzenie, i da się?
Kolejny ściubi każde 100 zł, ale za to stara się ograniczać ilość zmian (agencja pośredniczy między mną a swoimi klientami). Jest konkretnie, rzeczowo, fajnie i profesjonalnie, da się? Lepiej, nie dogadałem się w sprawie kosztów projektu do przetargu w razie się przegranej – podzielilismy się nimi po połowie.
Kolejny stały zleceniodawca wiedząc co dostanie i w jakim terminie nawet nie próbuje się targować a i raz dodał coś extra od siebie. Inny przysłał butelkę czegoś wybornego, a jeszcze inni (w odróżnieniu od madame klienta) polecają znajomym usługi.
Jak mi się zdarzy, że nie jestem zadowolony jeszcze z efektu a deadline zbliża się wielkimi krokami to dodatkowe 2 dni nie są problemem, mało co jest problemem … w odróżnieniu od pracy w agencji gdzie każdy pierd był klęską i porażką włącznie z tym że grafik nie przyuważył błędu merytorycznego czy literówki w tekstach od klienta.
Wiem że jestem trudny ale z tego co widzę ostatnio klienci bardziej patrzą na profesjonalizm i wiedzę niż na to kto i jak im liże tyłki. Wracają tacy których pogoniłem, których odprawiłem z kwitkiem a nawet tacy którzy rozstali się ze mną w niezbyt miłej atmosferze (inna sprawa że ja nie koniecznie jestem skłonny do współpracy). Pocieszam się że coś to jednak znaczy :P Uwazam że mam fajne relacje z zleceniodawcami, ze jest normalna atmosfera (poza tymi incydentalnymi przypadkami).
Mówię, da się normalnie i fajnie pracować.