Proszę nad tym jeszcze popracować
Coraz bardziej czuje że edukacja zleceniodawców jest bezcelowa, przypomina to syzyfową pracę. Jak ci się wydaje że zrobiłeś 2 kroki do przodu, że klienci zaczynają wierzyć twojemu doświadczeniu to dostajesz którąś tam uwagę wywracającą całą koncepcje, ręce opadają i wydaje ci się żeś kilometr za murzynami (ale to niepoprawne politycznie stwierdzenie).
Dzieje się tak z dwu powodów (moim skromnym zdaniem), po pierwsze ogólne przekonanie małych i średnich firm o mniejszej wartości usługi niż jest warta. Nawet jeśli poprzednia próba realizacji za najmniejszą możliwą cenę zlecona przez ZPN skończyła się totalna porażką to w świadomości klienta pozostaje zakres cen – jak tam dał 200 zł to idąc do profesjonalisty oczekiwałby że kwota pomnożona prze 2-3 razy powinna być wystarczająca. A tu okazuje się że toto to nawet na zadatek nie bardzo wystarczy. Stąd biorą się te piękne zdania:
Panie Michale podoba nam się bardzo propozycja, proszę nad nią jeszcze popracować i będziemy chyba akceptować.
Ale co to znaczy „proszę jeszcze popracować”? Za szybko oddane i klientowi do pełnej satysfakcji brakuje jeszcze kilku dni intensywnej pracy, choć efekt jest taki jak firma oczekuje? Co za totalna bzdura kryje się w tym zwrocie. Kryje się w tym potrzeba świadomości że ktoś za te kilka srebrników zapiernicza przez 3 tygodnie po 24 godziny na dobę … aby klient miał poczucie że dobrze wydał swoje pieniądze.
Inną sprawą że po kilku dniach „jeszcze popracowania” nie można dać tego samego albo nawet lekko zmienionego, trza wprowadzić istotne zmiany które często kompletnie burzą koncepcję, pomysł itd. Tu kolejny przykład/cytat z korespondencji od tego samego klienta
Panie Michale jest już ok, proszę zmienić jeszcze kolor nagłówka na zielony
… żeby następnego dnia po zmianie przesłać swoją opinie …
To jest jakiś żart, w projekcie się nic nie zmieniło poza kolorem jednego zdania! Prosimy więcej nie robić sobie takich żartów i poprawić projekt.
To już nie wymaga komentarza. Za to przejdę do drugiego punktu czemuż to zleceniodawcy działają w ten a nie inny sposób. Słowo „władza” właściwie znów wyczerpuje temat, ale poświęcę mu jeszcze jeden albo dwa akapity.
Swego czasu podczas żmudnej edukacji dziecięcia z którego wyrosło coś takiego jak misz, tenże pracował jako kelner w PizzaHut. Całkiem zabawnie to szło i z sporą dawką humoru działał zaskakująco wprawnie między stolikami. Do tego stopnia że uzyskał spore zaufanie kierownictwa i pełnił różne dodatkowe funkcje włącznie z menadżerskimi. Pojawił się też na kilku szkoleniach z których dowiedział się jak motywować ludzi do pracy – wprowadzać nieustanie atmosferę nerwowości i nieustanie pilnować żeby, nawet jak nie ma pracy, każdy miał zajęcie. Potem rzeczony misz poczytał też trochę książek i faktycznie część autorów proponowała podobne rozwiązania.
Myślę że z biedaków które przewinęły się przez takie maszyny korporacyjne wyrosło sporo szefów czy osób kluczowych które wyznają tą samą zasadę … czyli że musi być nerwowo i musi być praca nawet jeśli zadania zostały wykonane.
W ten sposób szczęśliwie dotarliśmy do końca a ja zabiorę się za „popracowanie jeszcze” przy kolejnym projekcie.
Tagi: job, klient, poprawki, praca, uwagi