Deadline a niekończące się uwagi
Podczas „przypiwnych” dyskusji w gronie zacnych ludzików z branżuni podzieliliśmy się kilkoma spostrzeżeniami na temat nowych sposobów klientów na obniżanie kosztów projektowania (acz zapewne nie tylko). Nastała moda na bardzo rygorystyczne przestrzeganie deadlinów przez zamawiającego ale jednocześnie dawanie np uwag (wymagających, przykładowo 2 dni na wykonanie) do projektu na kilka godzin przed terminem.
Problem w tym, że wiekszość z nas jest zabezpieczona na ewentualność opóźnienia prac z winy klienta – ale ze względu na dobrą współpracę godzimy się nanieść uwagi. I to jest świetny pretekst do roszczeń. Wg klientów, później, termin oddania pracy nie został zachowany i należy im się zniżka. W razie braku zgody grożą zerwaniem umowy co ma zachęcić do przystania na ich warunki. „Bardzo sprytne”, chce się rzec … szczególnie że większość z obecnych przyznała się że dla świętego spokoju przystaje na propozycję w całości lub części.
Od początku roku w grupie 3 osób zajmujących się projektowaniem, naliczyliśmy 11 takich przypadków. A ja jako jedyny nie ustąpiłem ani razu.
Najbardziej skrajnym przypadkiem był klient który telefonicznie prosił aby nie wysyłać mu plików źródłowych bo będzie miał jeszcze uwagi, a następnego dnia wysłał maila że termin nie jest zachowany. Niestety miał pecha bo nie skonsultował się z pracownikiem który odebrał plik i potwierdził otrzymanie.
Mnie najbardziej rozbawił pracownik pewnej korporacji który po odebraniu przez klienta dzieła, podpisaniu protokołu odbioru i co zabawniejsze zapłaceniu faktury, chyba nie posiadając wiedzy o tym żądał zniżek i sugerował łapówkę mającą uchronić zleceniobiorcę przed zerwaniem kontraktu.
Dobra współpraca, dobrą współpracą ale przed taką moda trzeba się zabezpieczyć, najlepiej w umowie zaznaczyć że naniesienie zmian wymaga zabezpieczania odpowiedniego czasu na wykonanie niezależnie od terminu realizacji.
Tagi: deadline, klient, praca, umowa, zlecenie